Rafał Pytel, Repozytorium
Janusz Antos
Podczas przenosin w 2007 roku części Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP w Krakowie z pomieszczeń na III piętrze budynku przy ul. Smoleńsk 9 (obecnie zajmuje je Biblioteka Główna ASP) do nowej siedziby Wydziału przy ulicy Lea 27-29 Rafał Pytel znalazł w jednej z szuflad teczkę z kalką maszynową, którą zachował. Teczka z kalką, według fragmentu zachowanej etykiety, wyprodukowana została w 1985 roku. Kalka kopiująca, dla przypomnienia, powleczona z jednej strony tuszem lub pigmentem zmieszanym z woskiem, służyła do sporządzania kopii tekstu pisanego na maszynie. Kalkę umieszczano stroną zabarwioną do dołu pomiędzy arkuszem a kopią. Zachowane kalki umożliwiają odczytanie kopiowanego tekstu. Powinno się je niszczyć, żeby nie można było odczytać treści kopiowanych dokumentów, zwłaszcza poufnych. Kalką można posługiwać się wielokrotnie. Maszyny do pisania i kalki wyparte zostały przez komputery, drukarki oraz kserokopiarki. Chociaż wiele osób dobrze je jeszcze pamięta, to już historia. „Po kilku latach, postanowiłem otworzyć teczkę, ku mojemu zaskoczeniu – wspominał Rafał Pytel – większość kalek była zużyta. Stronice nosiły ślady ogromnej ilości nawarstwień tekstu”. W tym prawie „archeologicznym” znalezisku artystę zaintrygował tworzący się swego rodzaju palimpsest, nawarstwianie się nieczytelnego już prawie tekstu. Cechą palimpsestu jest niekompletność. „Stosunkowo niedawno – wyznawał Pytel – wróciłem do tego osobliwego, gęstego stosu treści, których strzępy bywały czytelne, nie na tyle jednak, by kusić możliwością rozczytania. Dla mnie – stwierdzał – był to ślad pewnego przemijania, nawarstwionych wspomnień, procesu erozji, zacierania się materii”. Nie znamy i nie poznamy już tych powielanych przez kalkę treści, zapisywanych w ponurych latach 80. XX wieku. Mogły to być treści zawodowe, nielegalna „bibuła”, ale i donosy.
Na niedawnej wystawie Andrzeja Bednarczyka w Galerii Starmach, jej kurator i autor tekstu Robert Domżalski, zauważył w komentarzu do II Bajki Minotaura, że maszyna do pisania nie służy tylko do zapisywania tekstu, ale „dyktuje” ludzkie losy. Różnice produkcyjne oraz zmiany powstające w trakcie jej eksploatacji pozwalają powiązać pisane teksty z konkretnym urządzeniem. Maszyna do pisania nie jest niewinna. W reżimach totalitarnych czy kryminalistyce przesądza o winie. W dziele Bednarczyka kamienie przywiązane do rączek z czcionkami to metafora donosów. Nie odczytamy już tekstów z zachowanych kalek, które zainspirowały Pytla, chociaż jest to możliwe. Pozostaną nieodczytane, na zawsze utracone. Pytel wręcz tego nie chce; dla niego to materiał do działań artystycznych. „To swoiste utracone repozytorium ujęło mnie, tym razem – wyznawał Rafał Pytel – zmuszając do działania”. Zarówno Bednarczyk, jak i Pytel sprawiają, że czujemy się zdezorientowani i zagubieni, co do ich intencji. Po latach Pytel, zainspirowany znalezioną teczką z kalkami, stworzył sześć kompozycji z pogranicza grafiki, kolażu i reliefu, o wymiarach 20 × 20 cm, w oprawie autorskiej. W sztuce Pytla wyraźnie widoczny jest opisywany przez E. H. Gombricha „zmysł porządku”. Nie tylko w jego perfekcyjnych linorytach, ale również w jego pracach składających się na pokazywane obecnie Repozytorium, widać „niezwykle silną potrzebę regularności”, o której pisał K.R. Popper. Współczesne repozytorium (łac. repositorium) to miejsce uporządkowanego przechowywania powszechnie dostępnych zdigitalizowanych dokumentów. Repozytorium Rafała Pytla to repozytorium ginących treści, swoiste utracone repozytorium. Pojawia się w nim motyw czasu oraz związane z nim przemijanie; nic nie jest stałe, to repozytorium naznaczone nieuchronną koniecznością straty.
Kurator: Janusz Antos
Tekst Janusza Antosa o wystawie zamieszczony w magazynie Restart
Black cube Rafała Pytla
Janusz Antos
Bratem bliźnim Hypnosa, boga snu, według mitologii greckiej, był Tanatos, bóg śmierci. Obaj bracia byli synami Nocy. Jesteśmy tym samym w kręgu snu, śmierci i nocy, dominuje tu ciemność oraz czerń. Hypnos miał trzech synów: Morfeusza, Ikelosa oraz Fantasosa. Pierwszy z nich zsyłał sny o ludzkich kształtach, natomiast jego bracia sny o zwierzętach i przedmiotach. Rafał Pytel ma powracające nieustannie sny, jeden z nich śnił mu się już nieco zmieniony kilkukrotnie. W tym marzeniu sennym pojawia się wielki, niczym katedra, kościół w Kazimierzy Wielkiej, rodzinnej miejscowości jego zmarłego niedawno Ojca, także artysty. To katedra wyśniona, nie istniejąca w rzeczywistości. Po niej w snach wędruje artysta, schodzi do jej ciemnych zakurzonych tajemniczych podziemi, dotyka starych murów, których faktura stanowi inspirację dla jego reliefów. Podziemia z marzeń sennych, ich zmurszałe ściany przyciągają go, dając mu poczucie bezpieczeństwa. Nie zamierzam tu interpretować tego wieloznacznego snu, w którym zapewne chodzi o potrzebę pocieszenia, konsolacji.
Rafała Pytla znamy przede wszystkim jako grafika, który osiągnął mistrzostwo w dziedzinie druku wypukłego jakim jest linoryt, ale to artysta interdyscyplinarny, który zajmuje się także malarstwem, tworzy książki artystyczne, obiekty przestrzenne oraz reliefy. Drukując swoje grafiki wykonuje dużo odbitek próbnych, zużywając mnóstwo papieru. I to właśnie papier rosaspina fabriano z tych odrzuconych odbitek, na którym odbija grafiki, pierwotnie biały papier nasączony przez niego czarnym tuszem, zmacerowany, stał się materiałem do stworzenia pokazywanych na wystawie czarnych reliefów. Artysta zwykle operuje w swych pracach graficznych czernią farby drukarskiej i bielą papieru, obecnie rezygnuje z jego bieli, czyniąc go czarnym. Wydawać mogłoby się, że to tylko recycling, wykorzystanie papieru z odrzuconych odbitek, ale czarny ma niezwykle silne znaczenie symboliczne, to kolor żałoby. Tych prac w żadnej mierze nie da się sprowadzić tylko do recyclingu, mają one dużo silniejszą wymowę.
Rytm zapadania w sen wyznaczany był, aż do wynalezienia elektryczności, przez natężenie światła regulowane przez słońce, naturalny rytm dnia i nocy. Ludzie kładli się spać i wstawali z zgodnie z tym rytmem. W ostatniej zazwyczaj białej sali Galerii Artemis, w której odbywają się wystawy czasowe, panuje teraz ciemność wywołana przez artystę teatralnymi środkami. Przestrzeń sali przed transformacją można było określić, jeśli to nie jest nadużycie, korzystając z terminu Briana O’Doherty’ego, jako white cube. Obecnie na białych ścianach rozwieszona została czarna, nieco przeźroczysta lejąca się tkanina stanowiąc niematerialne tło dla dziesięciu czarnych reliefów Sen I -X, z których każdy ma swój podtytuł. Czerń na czerni pochłania, anihiluje światło. Reliefy, aby być widoczne, oświetlone zostały punktowym światłem z reflektorów, które wydobywa je z mroku oraz ciemności. Podtytuły minimalistycznych prac Rafała Pytla pozwalają nam przybliżyć jego senne wędrówki. Artysta wędruje po tymczasowym atelier, lesie birnamskim, bibliotece czy przestrzeni industrialnej, które przybierają w snach tajemniczą postać niekończących się labiryntów. Inspiracji można doszukać się tu wielu, począwszy od Brunona Schulza aż po animacje zafascynowanych jego prozą braci Stephena i Timothy’ego Quay, filmy Wojciecha Jerzego Hasa, japońskiego reżysera Masakiego Kobayashiego czy Davida Lyncha. Sny konkretne Rafała Pytla, podobnie jak fotografie dotknięte są żałobnym znieruchomieniem.
Niczym w bliskich artyście haiku, ale odnoszących się do przeszłości, a nie teraźniejszości, zachodzi w nich daleko idący proces abstrahowania rzeczywistości. Pozostajemy ciągle w wyśnionym labiryncie bez początku oraz końca.
Reliefy umieszczone są na kolumience, do której przytwierdzona jest niewielka tabliczka z tytułem oraz kodem QR, który umożliwia odsłuchanie dedykowanego każdej pracy kolażu dźwiękowego. Twórca odwołuje się w sposób współczesny do symbolistycznej tradycji synestezji, łączenia rozmaitych doznań, z których jedno przyzywa i sugeruje drugie, dzięki którym powstaje nowa symboliczna wizja rzeczywistości. Powstała jedność zostaje osiągnięta w syntezie doznań. Estetykę korespondencji sformułował Charles Baudelaire w sonecie Correspondances. Symboliści mówili nawet o „barwnych dźwiękach”. Pytel korzysta w swych pracach z tej tradycji. Pełny odbiór jego dzieł wymaga odsłuchania towarzyszącej im warstwy dźwiękowej, choć możliwy także jest ich odbiór bez towarzyszącego im kolażu muzycznego.
Warstwa dźwiękowa wystawy oparta jest o gatunek field recording, czyli nagrania terenowe, którymi artysta zajmuje się z przerwami od ponad dwudziestu lat. Jest to dla niego forma notowania rzeczywistości za pomocą mikrofonów, swego rodzaju dźwiękowy szkicownik. Jak pisał do mnie Rafał Pytel: „Surowy zapis rzeczywistości sonicznej pozostawiam bez dalszej obróbki, jeśli «broni się» w takiej formie, jest dla mnie satysfakcjonujący. Często dokonuję dalszej obróbki tak pozyskanego materiału – pisał – tworząc coś w rodzaju kolaży para muzycznych. W ekstremalnych przypadkach dźwięk na końcu tego procesu nie przypomina swojego brzmienia początkowego. Zawsze opieram moją pracę o materiały własne, pozyskane przeze mnie nagrania”. Jeśli natomiast chodzi o wystawę Sny konkretne, jak pisał do mnie artysta: “w doborze dźwięków do konkretnych obiektów (snów) kierowałem się kryterium estetycznej adekwatności materiału sonicznego do formy plastycznej, czasem tylko łamiąc nieco tę zasadę (dla fermentu). Generalnie im bardziej abstrakcyjna forma, tym bardziej starałem się by dźwięk nie był jednoznaczny, czytelny w swej genezie. Na wystawie pojawiają się nagrania terenowe i kolaże dźwiękowe, pochodzące ze świata natury i industrii, również mix tych dwóch «przestrzeni»”.
Nie chcę wprowadzać marzeń sennych Rafała Pytla w czynność “wyższego rzędu“ jaką jest sztuka, będąca realizacją jego snów. Wkraczałbym w sferę wieloznaczną, delikatną oraz bardzo intymną. Szczegółową analizę pozostawiam specjalistom oraz psychoanalitykom korzystającym z dorobku Zygmunta Freuda i Carla Gustawa Junga. Freud twierdził, że marzenia senne stanowią nasze ukryte pragnienia. Reliefy Sny konkretne Rafała Pytla, są, korzystając z określenia Freuda, “podżegaczami marzeń sennych”, prowokują nas do marzeń, które są efektem psychicznego wyzwolenia. Ułatwia to eksponowanie ich w wykreowanym przez artystę zaciemnionym pomieszczeniu. Marzenia senne stały się ostatnio hasłem weneckiego biennale, czego przykładem jest zapożyczony od surrealistki Leonory Carrington tytuł jej książki Mleko snów. Black cube Rafała Pytla jest przeciwieństwem racjonalistycznego modernistycznego white cube. Jego dzieła pokazane w wykreowanym przez niego black cube naznaczone są surrealną i oniryczną aura. Reliefy Sny konkretne powstałe w hołdzie dla czasu utraconego to świadectwo żałoby artysty, poszukiwanie dla niej artystycznej formy.
Rafał Pytel. Sny konkretne. Galeria Artemis, 13-10-2022 – 12-11-2022
Rafał Pytel, Drobne manufaktury chylą się ku upadkowi.
Jan Fejkiel
Rafał Pytel jeszcze jako student Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, dystansując się od zmysłowych powabów malarstwa, zainteresował się grafiką. W nowo poznanej pracowni drzeworytu zwrócił się ku najprostszym formom rysunku odpowiadającym jego artystycznym potrzebom. “Ciekawe, proste, lapidarne rozwiązanie” miał wyróżnić jego pierwsze próby cięcia w linorycie prowadzący pracownię Zbigniew Lutomski. Uznanie profesora dla, zdawać by się mogło, niewiele znaczącego spontanicznego gestu młodego artysty było ważną wskazówką na przyszłość. Fascynacja linią i kreską, wyczucie dla jej duktu, pierwsze znaki abstrakcji, precyzja i oszczędność formy są więc punktem wyjścia dalszych poszukiwań Pytla. Kreśląc elementarne współrzędne, zarówno linie poziomu jak i pionu, artysta bynajmniej nie zamierzał jednoznacznie określać swego miejsca we wszechświecie. I choć odległa już nieco lekcja Mondriana wydawała się dla niego nadal aktualna, bardziej interesował się przygodą prowadzonego z wolnej ręki, wrażliwego na emocje rysunku. Póki co, bez zobowiązań, bo owa linia choć żywa i organiczna nie miała początkowo ambicji przedstawiania zjawisk otaczającego świata. Jej wyrafinowane, rytmiczne konstrukcje i układy były dla artysty przyjemnością pierwszych chwil stwarzania własnego terytorium : dzieleniem światła i cienia, bieli i czerni, przypominaniem architektury codzienności zawartej zarówno w nas jak i w otoczeniu. Liczyła się tu magia gestu i tajemnica formy, jej zjawiskowa obecność pobudzająca jednak przedmiotową wyobraźnię. W tej poetyce artysta mógłby powołać się na wybitnych artystów starszego pokolenia jak chociażby Stanisława Fijałkowskiego, który z podobnym pietyzmem posługiwał się liniią w malarstwie i linorycie. Być może wpadły mu też w oko wczesne linoryty Krzysztofa Skórczewskiego, których pierwszym motywem była ekspresja falującej linii. Nie bez znaczenia był też kontakt ze Zbigniewem Lutomskim, który w równie oszczędnym, wrażliwym geście “magnezował obrazem”. W pracowni drzeworytu krakowskiej ASP ta tradycja trwa nieprzerwanie, bowiem fascynacja dla rudymentów rysunku i prostoty formy jest nadal udziałem najmłodszego pokolenia uczących się tam grafików. Niektóre linoryty Pytla bywają jeszcze bardziej radykalne. Wyzwolone z tradycyjnej narracji i dramaturgii, pozbawione pointy, kompozycyjnych napięć i elementów przedstawiających, nie mają początku ani końca. Są jednak wykresami emocji i reakcją na realne zdarzenia.
( Notatki z podróży I ,II, 2015 ). Multiplikacja, pulsowanie linii i jej kontrasty, wstęgi drobnych przecinków tworzą deseń, który zaskakuje nie tyle zmiennością,co jednostajnym rytmem, potęgując wrażenie Iluzji. Daje to efekt wręcz op-artowskiego złudzenia. Nie jest to jednak doprowadzona do ostateczności gra czystej formy. Zjawiska optyczne, choć intrygujące, nie rozmywają widzenia i związków artysty z rzeczywistością. Wrażliwość na świat realny nie pozwala mu bez reszty oddać się abstrakcji. Bardziej interesuje go gra na jej przecięciu z figuracją. Czasem przybierała ona postać pastiszu czy też żartu, gdy abstrakcyjne pasma linii tworzą zaokrągloną na rogach mieszczańską ramę zamykającą bliższy realności obraz, który wskazuje na związki z naturą czy też pejzażem industrialnym ( Łęg, 2017). Atrakcją są też otaczające artystę przedmioty, zwłaszcza te będące nostalgicznym wspomnieniem przeszłości. Również inspiracje literackie powodują napływ wyobrażeń odnoszących się do bardziej konkretnej rzeczywistości. Artysta daje temu wyraz odwołując się w swej grafice do Szekspira czy Karela Capka (Birnam , 2015, Karburatorium,2019 ). O swych fascynacjach pisze we wstępie do folderu wystawy, dając do zrozumienia jak silne wywołują emocje. W swej sztuce trzyma je jednak na wodzy. Nie jest przecież ilustratorem i nie zamierza konkurować z narracją literackiego obrazu. Gdy w ostatnich pracach przywołuje pamięć bliskich mu przedmiotów, obiektów i zdarzeń ( Drobne manufaktury chylą się ku upadkowi, 2019, W hołdzie dla Eksperymentalnego Studia Muzyki Elektronowej Polskiego Radia, 2017 ) w większym stopniu nawiązuje do formy quasi figuratywnej. Zawsze jednak dominuje tu dyscyplina plastycznego znaku, czystość i prostota formy. Z podziałami liniowymi kontrastują wyraziste płaszczyzny czerni, a także światłocieniowe, cyfrowe poddruki, które artysta z wyczuciem włącza w domenę linorytu. Płaskość kojarzona jest tu ze złudą perspektywy, a konkret sąsiaduje z metaforą. Tworzy bardziej skomplikowane i urozmaicone, a zarazem iluzoryczne, przestrzenne obiekty. Nie ułatwia ich identyfikacji. Jedynie opisowe tytuły służą jako drogowskaz i rozpoznanie formy. W ten sposób oddaje hołd swej pamięci i nostalgi. Jako artysta pozostaje jednak niewzruszony.
Rafał Pytel. Drobne manufaktury chylą się ku upadkowi. Jan Fejkiel Gallery, 15-30 XI 2019
Tekst ukazał się w Wiadomościach ASP nr 89, kwiecień 2020
wiadomości asp / portfolio / exhibitions / drobne manufaktury chylą się ku upadkowi
Absentia luminis: Rafał Pytel. Grafika, malarstwo, obiekt.
Pomiędzy – Agnieszka Jankowska-Marzec
Taki właśnie tytuł nosi jeden z obrazów Rafała Pytla, eksponowany na wystawie w Muzeum Manggha, stanowiący zarazem doskonałe wprowadzenie w artystyczny świat krakowskiego malarza. Nie tylko ze względu na swój format, choć kwadratowy moduł ujawnia się w rozmaitych konfiguracjach na wystawie, czy niefiguratywny charakter, jaki w zdecydowanej większości reprezentują jego dzieła. To raczej słowo pomiędzy jest tropem, którym winniśmy podążyć, chcąc lepiej poznać twórczość tego utalentowanego artysty. Rafał Pytel porusza się bowiem sprawnie pomiędzy rozmaitymi gatunkami sztuki; malarstwem, grafiką warsztatową i cyfrową, reliefem, obiektami a nawet sztuką dźwięku!. Dorobek neoawangardy zderza z doświadczeniami współczesnego art world’u, hojnie czerpie zarówno z wysokiej i popularnej kultury, industrialnego otoczenia i natury, wreszcie – tradycji Wschodu i Zachodu. Pomimo jednak rozmaitych impulsów, jakim się poddaje, ekspozycja jego dzieł w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej, odznaczała się zadziwiającą jednością stylistyczną i ideową. W znacznym stopniu to zasługa świetnej aranżacji wystawy, opartej na kontraście światła i cienia, ukazaniu relacji, w jaką wchodzą emanujące wewnętrznym światłem płótna, z przestrzenią wystawienniczą: oświetloną bądź tonącą w mroku. Niczym starożytni Egipcjanie, w swoich świątyniach, Pytel prowadzi nas więc przez kolejne sale, budując napięcie światłem, aż do punktu kulminacyjnego, pogrążonego prawie w ciemności „sanktuarium”. Tam, na widzów czeka zagadka, „rodem” z surrealistycznych opowieści filmowych Davida Lyncha, skąpana w czerwonym świetle zasłona. Co się za nią kryje? To pytanie chciałby chyba zadać artyście prawie każdy odwiedzający jego wystawę, choć zapewne zdaje sobie sprawę,
że jej nie uzyska…
Nastrój szczególnej zadumy i tajemnicy, udało się Rafałowi Pytlowi uzyskać także dzięki doskonałemu wpisaniu obrazów i obiektów w architekturę. Artysta ma świadomość, że przestrzeń jest takim samym tworzywem jak płaszczyzna, dlatego nie boi się pustki, wypełniającej sale wystawiennicze, oddzielone od siebie niby bramami, akcentującymi przejścia do kolejnych pomieszczeń. Przestrzeń wykorzystuje więc w zgodzie z japońską predylekcją do kierunków horyzontalnych i szacunkiem dla pustki (Rzeczywistością naczynia i [domu] jest jego puste wnętrze, Lao-tse). Wrażenie harmonii i jedności, jakie odczuwamy w zetknięciu z jego sztuką, zawdzięczamy jednak nie tylko przemyślanej kompozycji wystawy. Budzą je przede wszystkim same dzieła, odznaczające się ascetyczną formą, kolorystyką ograniczoną do bieli i czerni, niekiedy tylko kontrastowo zaznaczonym śladem obecności koloru i zdecydowaną przewagą form geometrycznych. Sztuce spod znaku geometrii zawsze przypisywano rolę kompensacyjną, podkreślano jej niemal terapeutyczne walory: wyciszanie napięć i skłanianie do spokojnej kontemplacji. Wchodząc pomiędzy prace Rafała Pytla rzeczywiście możemy oderwać się od zgiełku życia i oddać się niespiesznej medytacji, lecz czy to wystarczy, aby widzieć w nim klasycznego przedstawiciela nurtu abstrakcji geometrycznej?
Język jakim się on posługuje jest zdecydowanie bardziej różnorodny, na uwagę zasługuje zwłaszcza dialog jaki prowadzi on z historią malarstwa, pełen humoru, ironii i swoistej „dezynwoltury”. Obecność choćby na wystawie wspominanej już wcześniej kurtyny (zasłony) w zaskakujący, metaforyczny sposób łączy się z tak mocno zaakcentowanym w rozmaitych dziełach modułem kwadratu (czarnego). Jak pisał bowiem w Krótkiej historii cienia Victor I. Stoichita: Malewicz kilkakrotnie podkreśla, że źródeł czarnego kwadratu należy doszukiwać się w scenerii, którą zaprojektował w 1913 r. do futurystycznej opery Zwycięstwo nad słońcem. (…) Czarny kwadrat został pierwotnie pomyślany jako kurtyna. A kurtyna nie stanowi „przedstawienia”, lecz jest tym, co je zakrywa; przedstawienie staje się dopiero możliwe przez jej uniesienie. Równie interesująco przedstawia się podróż w czasie, jaką podejmuje artysta budząc do życia klimat lat sześćdziesiątych. „Pocztówkowa” w formacie, o miękkich streamline’owych liniach praca zatytułowana Więcej detali w cieniach, to ukłon w stronę amerykańskiej kultury wizualnej tego okresu, z widoczną sylwetką ikony architektury: terminalu lotniczego TWA Eero Saarinena. Motyw czarno-białych pasów, występujący w większości dzieł zgromadzonych na wystawie, przypomina z kolei o eksperymentach twórców op-artu, a obiekt Zaćmiennik elektryczny – telewizor zaprojektowany w stylistyce modnej przed czterdziestu laty. Artysta wpisuje się zatem swoimi działaniami w jeden z dominujących w sztuce współczesnych nurtów: krytycznej analizy dziedzictwa modernizmu, objawiającego się zarówno w praktykach kuratorskich, publikacjach, jak i malarstwie, rzeźbie czy dizajnie. Nie sposób wreszcie pominąć roli jaką odgrywa w jego artystycznym oeuvre zetknięcie się z kulturą Japonii. Pytel unika bezpośrednich cytatów czy nawiązań, odwołując się raczej do sugestii, nie pozbawionej żartobliwego dystansu. Bo tym właśnie jest choćby przekształcenie kunsztownych kobiecych fryzur Japonek w dym wydobywający się z komina krakowskiej elektrociepłowni (Made In Japan) czy wykreowanie niby pagody w oparciu o spiętrzoną sekwencję kwadratów (Absentia luminis). Zdaje się też pamiętać o pradawnym japońskim zwyczaju przestrzeganym przez budowniczych, którzy – aby poprawnie usytuować wznoszony dom – używali parasola rzucającego cień na ziemię. Ciemność (…) stanowiła bowiem podstawę piękna japońskiego pomieszczenia1.
Twórczość Rafała Pytla, bez względu na zawarte w niej kulturowe rebusy (a tylko o niektórych udało się wspomnieć w tym tekście), urzeka przede wszystkim formą: wysmakowaną estetycznie i dekoracyjną (nie bójmy się tego słowa!). W krakowskiej Manggha znalazła dla siebie klimat szczególnie sprzyjający, a tytułowa absentia luminis pozwoliła w pełni wydobyć jej wartość, przynosząc odwiedzającym jego wystawę, tak jak cień-spokój, ukojenie i ciekawą przygodę intelektualną.
1Ching-Yu Chang, Japońskie pojęcie przestrzeni, [w:] Estetyka japońska,t.1,
red. K. Wilkoszewska, Kraków 2006,s.211.
Tekst ukazał się w Wiadomościach ASP nr 60, styczeń 2013
wiadomości asp 60 pdf / portfolio / exhibitions / absentia luminis
Absentia Luminis
Jacek Stapowicz
Manggha jest miejscem szczególnym dla Rafała Pytla, mało który polski artysta tak bardzo wpisuje się w tradycyjną estetykę japońską, gdzie nacisk położony jest bardziej na sugestię i nieokreśloność niż na jednoznaczne przedstawienie. Zbieżność tych artystycznych postaw, zwłaszcza po obejrzeniu cyklu grafik inspirowanego ogrodami zen, mogłoby nasunąć nam pytanie do artysty, „Czy był Pan w Kioto ?” Sztuka Japonii nie była główną inspiracją Rafała, kiedy w 2005 roku wystawił cykl „Ogrody” w Centrum Manggha. Była to raczej próba znalezienia wspólnego języka, podobnych założeń, które to za swój cel biorą uczynienie z odbiorcy nie tylko obserwatora ale uczestnika dzieł sztuki. Artysta stara się nas zaangażować w bezpośrednie doświadczenie, kontemplację dzieła, wciągnąć w grę wyobraźni, która zwodzona niekiedy ironicznymi tytułami będzie otwierać nas na nowe doznania. Stosując surowe środki wyrazu, prowokuje odbiorcę do używania bardziej wyobraźni niż intelektu. Wszelka interpretacja, jakakolwiek wypowiedź, która stara się wtargnąć w ten porządek widzialności okazuje się daremna i nie znajduje żadnego zastosowania. Szukając tropów, możliwych do wydobycia z tych w większości monochromatycznych struktur, które określałyby punkt wyjścia ewolucji artystycznej Rafała, wskazać by należało nurt szeroko rozumianego minimalizmu i takich artystów jak Mark Rothko, Barneth Newman czy Olafur Eliasson. Inspiracje te dały początek poszukiwaniom strukturalnym gdzie natura jak i pejzaż industrialny poprzez obserwację artysty są sprowadzone do syntezy w postaci poziomych płaszczyzn, lecz nie na modłę abstrakcji geometrycznej.
W pracach Rafała zderza się chłodna kalkulacja kolorów, zawieszenie w bezruchu z mistrzowskim posługiwaniem się pędzlem, charakterystycznym gestem malarskim, oddając tym w pełni dynamikę rzeczywistości. Trudno jest przyporządkować Rafała do konkretnej dziedziny sztuki, uprawia grafikę, malarstwo, fotografię, tworzy reliefy, zajmuje się sztuką dźwięku. Rafał wyszedł od grafiki i malarstwa, jednak problem, który został rozpoznany w sztukach plastycznych rozwijany jest poprzez inne środki wyrazu (inne media). Problemem tym jest absentia luminis, absencja światła, balansowanie na skraju widzialności mając za plecami pustkę. Rafał zainspirowany dokonaniami wspomnianych twórców u których zastosowanie koloru niejednokrotnie przebiegało na granicy możliwości percepcyjnej oka, zdał sobie sprawę, że aby badać problem zaniku światła/formy musi wyjść poza malarstwo w kierunku form przestrzennych. Reliefy i obiekty o których tu mowa są właśnie tym jakże konsekwentnym przejściem. Wskazać należy, że w jednym z obiektów „Zaćmiennik” następuje kolejny krok, autor używa w nim mechanizmu, który wprawia obiekt w ruch, symuluje zaćmienie słońca. Pozostaje czekać, kiedy nastąpi użycie bardziej zaawansowanych technologi w jego twórczości. Rafał w swoim zamierzeniu dąży aby odbiorca nie miał dzieła sztuki przed sobą, chciałby go zaprosić do środka, stworzyć dla niego możliwości, które odbiorca sam by realizował w procesie interakcji z dziełem. Rozważania na temat pustki, zaniku, niebytu czy nicości towarzyszyły niemal od zarania zarówno kultury Zachodu jak i Wschodu, zwłaszcza w wymiarze mistycznym, któremu poświęcono wiele uwagi jako wspólnej płaszczyźnie tych kultur. Jednak podjęcie tej problematyki przez autora wystawy nie należy rozpatrywać jako włączenie się w dialog pomiędzy Wschodem i Zachodem, czy osiągania wyższych stanów świadomości. Nawet jeżeli nazwać twórczość Rafała „mistyczną”, to medytacja jaką praktykuje związana jest raczej z kontemplacją krajobrazu Nowej Huty z okien jego pracowni aniżeli pokusie odkrywania nowych stanów umysłu w komorach deprywacji sensorycznej.
Przeczucie odległego zdarzenia
Łukasz Konieczko
[…Rafał Pytel jest artystą, który działa na wielu polach, maluje obrazy, zajmuje się linorytem, fotografią, tworzy przestrzenne obiekty, uczy rysunku, jest również „łowcą dźwięków”, z których składa oryginalne dźwiękowe kolaże. [… zdecydowanie częściej skłania się w stronę oszczędnych rozwiązań, w których materia działania rygorystycznie podporządkowana zostaje koncepcji i zaplanowanej strukturze dzieła. Inspiracja – często zauważona w naturze, o czym świadczą oryginalne tytuły, zostaje sprowadzona do prostego znaku, rytmu, gry subtelnie dobranych materii.
Patrząc na twórczość Rafała mam wrażenie, że jestem świadkiem odległego zdarzenia. Niezależnie od sposobu działania widzimy świat przefiltrowany, pozbawiony zgiełku, a realia docierają do nas bardziej przez przeczucie niż rozpoznanie. Rafał odchodzi od klasycznego „okna na świat”, nie czujemy się podglądaczmi świata, możemy jedynie patrzeć i podziwiać „horyzont zdarzeń”…]
[… Wspomniane prace radykalnie odchodzą od materialnego, malarskiego działania. Zdarzenie już nie jest bohaterem utrwalonym na powierzchni przy pomocy koloru, struktury, gestu. Efemeryczny, nierzeczywisty obraz ujawnia się jedynie w chwili oglądania, wyłania się z ulotnej materii światła i cienia z „magicznego pudełka” na podobieństwo kalejdoskopowych obrazów. Nic nie jest dane. Struktura płutna pozostaje nieskalana. Czy w takim razie jesteśmy świadkami ulotnego złudzenia czy wymyślnej projekcji ?
W kulturze wschodu nicość jest pełnią i przez to bliska jest doskonałości, w naszym kręgu kulturowym stwierdzenie, że „pustka” może być „pełna” jest trudne do przyswojenia. Jak namalować ulotność, niematerialność, skoro nauczono nas oswajać świat słowem i obrazem? A może oglądając „Ogród” czy „Wschód” powinniśmy zadać sobie zupełnie inne pytanie. Czy oglądamy obraz, czy jedynie konsekwencje pochwyconego i uwięzionego zdarzenia?
„Ogrody II”, 16.02 – 16.03.2012, Galeria szklana, Zator.
Notatki z podróżowania nocą
Piotr Sikora
Wystawa „Walory podróżowania nocą”, która 17-go stycznia została otwarta w Małopolskim Ogrodzie Sztuki, jest prezentacją cyklu powstającego na przestrzeni 2013-go roku w zaciszu pracowni Rafała Pytla. Główną częścią pokazu są obiekty, projektujące za pomocą halogenów, mechanizmu kwarcowego oraz papierowych matryc, subtelne wzory świetlne. Artysta wykazał się rzemieślniczą sprawnością i estetyczną precyzją, konstruując projektory, komponując muzykę i wydając własnym sumptem katalog matryc. Jego prace składają się na koherentną, minimalistyczną wystawę, której tematem przewodnim jest doświadczenie miasta, jako przestrzeni form, dźwięków i powidoków.
Nowa Huta ma w sobie coś z wielkomiejskości, której doświadczyć można w budowanym w tym samym okresie osiedlu MDM w Warszawie (Plac Konstytucji). Światła neonów, nocny ruch i zimne posągi przodowników pracy mijane w podcieniach monumentalnej architektury “socrealu”. Tak żywy Plac Centralny czy Aleja Róż-nigdy nie zaistniały. Potencjał miasta, będącego robotniczym remedium na zgniły Kraków, nie został wykorzystany. Tę spokojną Nową Hutę obserwuje Rafał Pytel z 11–go piętra wieżowca. Z wysokości widok jest piękny, zwłaszcza, kiedy kiczowate słońce zachodzi nad widocznym w oddali Krakowem, a stara część XVIII dzielnicy powoli szarzeje i zapada się w noc. Ulice zamieniają się w grafitowe linie, światła rozciągają w żółtcienie plam, ciągłość horyzontu gdzieniegdzie przecina wertykalny akcent – monolityczny komin wypuszczający w niebo ostatni organiczny oddech miasta.O mieście modernistycznym pisze w swojej książce spolszczony włoch – Roberto Salvatori (Pejzaże miasta, Zeszyty Literackie, 2006 r.):
„Nowoczesne krajobrazy – miejskie pejzaże; środowiska sztuczne, dalekie naturze, wymyślone przez człowieka”. Jedną z charakterystycznych cech nowoczesności jest antropocentryczne odejście od natury. Próba odnalezienia jej odpowiedników w suchych konstrukcjach i wyabstrahowanych kształtach. Poszukiwanie plastycznych ekwiwalentów rzeczywistości. „My futuryści brzydzimy się wsią, ciszą leśną, szmerem strumienia; wolimy (…) wielkie bloki mieszkalne, hałasy metaliczne, pomruk tłumów”. Dzisiaj to już nie “miasto – potwór”. Monstrum skompromitowało się, rozmyło i rozpadło w jednej globalnej wiosce. Jest ciche i niegroźne. Bękart wielkich ideii. Porzucone dziecko rozwiązłej produkcji.
W uzyskanych low-tech’ową metodą projekcjach świetlnych ujmujący jest powolny ruch i delikatna zmienność uzyskanych obrazów. Ambientowe kompozycje dźwiękowe zachęcają do nieśpiesznej kontemplacji form. Oko odpoczywa śledząc powstały obraz. Pytel powraca do prostego wrażenia wizualnego. Przywołuje impresje miejskie bez wizualnego bałaganu, nużących kolorów i pośpiechu. Staje w opozycji do nierealnego natłoku wizerunków, obrazów i kształtów z jakim widz spotyka się na codzień.
Ponoć późno w nocy z 11go piętra słychać dźwięk “Kombinatu”. Powolnie przesuwające się światła samochodów liżą szary asfalt. Lampy gasną, rzucając ostatnie bliki świetlne na beton. Sposób, w jaki artysta przekłada pejzaż na język form wizualnych, przypomina tradycję abstrakcji u XX wiecznych awangard. Oprócz oczywistych konotacji z japońskim minimalizmem, Pytel buduje nawiązania do heroicznego okresu, kiedy formalne eksperymenty odpalały lont rewolucji albo budowały nowy porządek świata powojennego. Dzisiaj jest to jednak „zaledwie” niepoprawne estetyzowanie rzeczywistości, pełne uroku prawdziwego rzemiosła – co widać zwłaszcza w wykonanych własnoręcznie obiektach – i subtelności kolekcji zwyczajnych zdarzeń. Przyjemność notowania, słuchania i oglądania. Walory podróżowania nocą.
Lata 2005-08
Romuald Oramus
W 2005 roku powstał cykl linorytów pt. Ogrody, stylistycznie już samodzielnych, dobitnie zakotwiczonych w kulturze Wschodu. Wielotonowość ustępuje monochromatycznym rozgrywkom wzajemnych relacji układów zróżnicowanych kresek, tworzących wielość odcieni i walorów pomiędzy bielą papieru i czernią farby drukarskiej. Nazywanie kreowanych i w rezultacie dostrzeganych zjawisk pozbawione zostaje dosłowności. Ukryta materialność prac jest bardziej w sferze wyobrażeń o rzeczach i sprawach, do których się odnosi, niż w sferze „zaczepnych” dla oka strukturalnych działań. Jeśli powstawał jakiś konkret, to ujawnił się on w sferze bogactwa cięcia dłutem podłoża matrycy. Każde takie wyżłobienie stawało się jakby częścią naturalnych, powtarzalnych funkcji grafiki jako umownego organizmu. Zasadnicze znaczenie ma tu inspiracja ideą ogrodów Zen, w których zawarty jest sens wiecznego porządku, a zarazem malarsko – graficzna zjawiskowość każdej takiej przestrzennej aranżacji. „Suche ogrody” wykorzystują naturalne twory natury: piasek, kamienie, skały, drzewa , w zależności od pory roku podlegające naturalnym zmianom. Niemniej to, co trwałe a zawarte w rytmicznym zaoraniu, zagrabieniu wydzielonego terenu, uporządkowaniu dużej przestrzeni piasku lub żwiru – odpowiada symbolizowaniu uniwersum. Jego trwaniu w bezczasowości i nieskończoności, prostocie, doskonałości form i rytmów natury.
Fragment recenzji nt. dorobku artystycznego i dydaktycznego mgr. Rafała Pytla w przewodzie doktorskim.
Kraków, 11.04.2011
© Rafał Pytel